Ach, cóż to będzie za dzień! Pierwsze promyki Słońca wesoło oznajmiające początek kalendarzowej wiosny, dzieci biegające po placu zabaw i krzyczące z radością. Życzliwi ludzie okazujący wszędy wiosenną otwartość. Kierowcy jakoś tacy mniej pospieszni, światła drogowe świecą tylko na zielono. Cała ta piękna, wspaniała natura budzi się z wielomiesięcznego snu, ba, jest niezwykle wypoczęta i gotowa do ponownego rozkwitu. Kwiaty nieśmiało zaczynają kiełkować, a spod grubej warstwy śniegowej pokrywy wyłaniają się pierwsze źdźbła uciemiężonej przez zimę trawy. Zwierzęta wracają na swe stare legowiska; wróbelki wesoło wzlatują i opadają na każdym możliwym drzewie. Przez całą zimę brakowało nam tych przyjemnych dźwięków.
Dalej, atmosfera wokół niesłychanie różni się od przeciętnego dnia - to przecież koniec jesienno-zimowego przygnębienia i powrót do prawdziwej egzystencji. Koniec z krótkimi dniami i nudą. Koniec z zimnem i katarem co drugi dzień. W końcu, koniec z czekaniem na wiosnę, bo ta właśnie jutro nastanie!
To wszystko jest widziane okiem optymisty, ale jak na prawdę będzie wyglądać jutrzejszy dzień?
Ot, zwyczajnie. Normalny dzień... Przeszywający dźwięk budzika porwie w strzępy bardzo miły sen, potem przygotuję się i pójdę na autobus. W drodze, jeśli będę w nastroju, może zdam sobie sprawę, że dzisiaj jest pierwszy dzień wiosny - Dzień Wagarowicza i że tak w zasadzie to można by nie iść do szkoły! Ale matka by mnie zabiła, a ojciec jeszcze poprawił, a na takich świętach mi nie zależy. Jednak może to zabrzmi dziwacznie, w dobie dzisiejszych mainstreamowych trendów ("pierdol wszystko"), ale mnie jednak na czymś zależy i nawet taki symboliczny Dzień Wagarowicza nie powinien być odstępstwem od przyjętych sobie zasad. Bo to tak jakbyś był gruby, ale widząc soczystego pączka, pomimo odchudzającej diety, skusił się nań tłumacząc to "tylko jednym razem". Równie dobrze, można przez cały rok mieć dietę, ale co drugi dzień podjadać uniewinniając siebie w/w argumentem. Nie twierdzę, że to zły trend, ale jednak to taka trochę pozerka, że muszę zawinąć się z lekcji żeby pokazać jaki jestem off i jak świętuje Pierwszy dzień wiosny.
Jaki jutro będzie dzień z perspektywy realisty? Będzie, wiadomo, bardzo ładny, bo jednak prognozy na to wskazują, ale to nie będzie miało większego przekładu na relację optymizm-realizm i zwyczajnie przejdzie bez większego odzewu. Tak jak każde inne przesilenie wiosenne, jesienne czy równonoce. To takie same dni jak inne, ale w tych tkwi jednak jakaś ukryta moc. Taka niepohamowana radość, która ujawnia się tylko jeden dzień w roku, tylko raz... A potem znowu gaśnie i wracamy do punktu wyjścia. Cykl się powtarza. Nie ukrywam, lubię wiosnę, zresztą tak jak większość osób, bo to swoisty symbol - wreszcie coś się zaczyna dziać, koniec ze śniegiem, pluchą, przeziębieniem i czas na chodzenie bez kurtki, jedzenie lodów i na ciepło promieni Słońca. To bardzo pozytywne uczucie, dające nawet najbardziej zmarnowanemu człowiekowi chociaż cień nadziei, że tak jak odradzająca się przyroda, tak i ten ów człowiek się wewnętrznie odrodzi. Jednakże, to uczucie chwilowe i po dniu nie ma już wiele wspólnego z wiosennym pozytywizmem. Pozostają wspomnienia ( o ile w ogóle jakieś zapamiętamy) i zaczyna się rutyna. Jak już mówiłem lubię wiosnę, ale nie za jutrzejszy dzień, ale za jej całokształt, że chodź mimo, że widzę to już od wielu lat tak ona zawsze jest czymś naprawdę przyjemnym w przeżywaniu i faktycznie można przez chwilę poczuć się dużo bardziej szczęśliwym.
Wesołego pierwszego dnia wiosny,
Życzy pan_akronim
Eteryczny Shake
wtorek, 20 marca 2012
sobota, 17 marca 2012
Kiedy i dlaczego napisano Stary Testament ?
Analiza historyczna epoki podczas której został napisany Stary Testament
Po najeździe i zniszczeniu Jerozolimy przez Nabuchodonosora Hebrajczycy byli prześladowani na całym terenie południowym Palestyny przez Chaldéens, Moabites, Ammonites, Araméens i inne plemiona które cierpiały napaści, pogromy rozbójników hebrajskich.Te prześladowania zmusiły hebrajczyków schronić się w krajach przygranicznych.Hebrajczycy na wygnaniu organizują zgromadzenia poza-palestyńskie które w przyszłych wiekach będą początkiem rozwoju religii hebrajskiej.Po powrocie z Babylonu Hebrajczycy którzy zachowali ich własne tradycje organizują ugrupowania rewolucyjne mające na celu odzyskanie Palestynyktórą podbili ( według ST ) ich przodkowie koczownicze plemiona rabusiów. Ich doktryną było zjednoczenie rozsianych po różnych krajach Bliskiego Wschodu hebrajczyków pod sztandarem tej samej ideologii i odzyskania Palestyny. Będąc w Babylonie zrozumieli oni że aby "stworzyć naród hebrajski" należy posiadać tego samego Boga tak jak to czynili Babilonczycy, Egipcjanie czy Persi.Postanowili wiec stworzyć jeden kult hebrajski , ale tylko jednego Boga który będzie dominował wszystkie inne Bogi i odrzucić ideologie wielu bożków tradycyjnie wyznawanych przez plemiona hebrajskie. W tym momencie historycznym została wiec napisana pierwsza wersja ST, w której to wersji Bóg obiecał im ziemie Palestyńska co było pretekstem do prowadzenia wojen z plemionami miejscowymi. Cześć hebrajczyków była zgodna i zaakceptowała program zaproponowany przez ugrupowania Jerozolimskie to znaczy istnienie jednego Boga, Boga wojowniczego i połączenie wszystkich grup hebrajczyków rozsianych po świecie. Oczywiście było też dużo tych którzy pozostali przy wierzeniach ich przodków to znaczy wierzyli w wielu Bogów jak Baal , Moloch itd... Pomiędzy ugrupowaniami bliskiego i środkowego Wschodu najważniejsze były te z Aleksandrii, Grecji, Damas, Ephese które pod okupacją grecką nazywano "Ekklesies" ( kościoły).Te "Kościoły" uznawały wyższość ideologiczną Jerozolimy do momentu jak ugrupowania poza-palestyńskie doszły do wniosku że jest utopią odzyskać Palestyna siłą . Przeciwstawiły się one roszczeniom wojowniczym "kościołom" podległym Jerozolimie i zadecydowały odłączyć się ostatecznie od Jerozolimy w celu tworzenia własnego programu połączenia hebrajczyków, programu którego podstawą była wyłącznie ideologia religijna. Prawdopodobnie ten podział nastąpił w IV wieku p.n.e to znaczy około 200 lat po napisaniu pierwszej wersji ST. Do dzisiaj istnieje w Izraelu " kościół=zgrupowanie " żydowskie utrzymujące że tylko przybycie mesjasza może ustanowić wieczny pokój na ziemi. Są oni przeciwni stworzeniu państwa Izrael , uważają że należy oczekiwać biernie chaosu po którym nastąpi wybawienie. Tak wiec ugrupowania "Jerozolimskie" popierały połączenie hebrajczyków dzięki jednemu Bogu który obiecywał "objawienie " się "mesjasza" przywódce wojsk aby odbudować królestwo Dawida, natomiast pozostałe "kościoły" budowały teorie Boga filozoficznego, duchownego, religijnego, opartego na wierze, boga ascety i zdolnego przeciwstawić się Bogom i Bożkom "pogan" w sposób pokojowy.
źródło:http://veritas-forum.conceptforum.net/t1p30-biblia-czyli-inteligencja-nabita-w-butelke
Jeżeli to przeczytałeś to pomyśl teraz o tych wszystkich ludziach chodzących co niedzielę do kościoła. Czy oni o tym wiedzą ?
Po najeździe i zniszczeniu Jerozolimy przez Nabuchodonosora Hebrajczycy byli prześladowani na całym terenie południowym Palestyny przez Chaldéens, Moabites, Ammonites, Araméens i inne plemiona które cierpiały napaści, pogromy rozbójników hebrajskich.Te prześladowania zmusiły hebrajczyków schronić się w krajach przygranicznych.Hebrajczycy na wygnaniu organizują zgromadzenia poza-palestyńskie które w przyszłych wiekach będą początkiem rozwoju religii hebrajskiej.Po powrocie z Babylonu Hebrajczycy którzy zachowali ich własne tradycje organizują ugrupowania rewolucyjne mające na celu odzyskanie Palestynyktórą podbili ( według ST ) ich przodkowie koczownicze plemiona rabusiów. Ich doktryną było zjednoczenie rozsianych po różnych krajach Bliskiego Wschodu hebrajczyków pod sztandarem tej samej ideologii i odzyskania Palestyny. Będąc w Babylonie zrozumieli oni że aby "stworzyć naród hebrajski" należy posiadać tego samego Boga tak jak to czynili Babilonczycy, Egipcjanie czy Persi.Postanowili wiec stworzyć jeden kult hebrajski , ale tylko jednego Boga który będzie dominował wszystkie inne Bogi i odrzucić ideologie wielu bożków tradycyjnie wyznawanych przez plemiona hebrajskie. W tym momencie historycznym została wiec napisana pierwsza wersja ST, w której to wersji Bóg obiecał im ziemie Palestyńska co było pretekstem do prowadzenia wojen z plemionami miejscowymi. Cześć hebrajczyków była zgodna i zaakceptowała program zaproponowany przez ugrupowania Jerozolimskie to znaczy istnienie jednego Boga, Boga wojowniczego i połączenie wszystkich grup hebrajczyków rozsianych po świecie. Oczywiście było też dużo tych którzy pozostali przy wierzeniach ich przodków to znaczy wierzyli w wielu Bogów jak Baal , Moloch itd... Pomiędzy ugrupowaniami bliskiego i środkowego Wschodu najważniejsze były te z Aleksandrii, Grecji, Damas, Ephese które pod okupacją grecką nazywano "Ekklesies" ( kościoły).Te "Kościoły" uznawały wyższość ideologiczną Jerozolimy do momentu jak ugrupowania poza-palestyńskie doszły do wniosku że jest utopią odzyskać Palestyna siłą . Przeciwstawiły się one roszczeniom wojowniczym "kościołom" podległym Jerozolimie i zadecydowały odłączyć się ostatecznie od Jerozolimy w celu tworzenia własnego programu połączenia hebrajczyków, programu którego podstawą była wyłącznie ideologia religijna. Prawdopodobnie ten podział nastąpił w IV wieku p.n.e to znaczy około 200 lat po napisaniu pierwszej wersji ST. Do dzisiaj istnieje w Izraelu " kościół=zgrupowanie " żydowskie utrzymujące że tylko przybycie mesjasza może ustanowić wieczny pokój na ziemi. Są oni przeciwni stworzeniu państwa Izrael , uważają że należy oczekiwać biernie chaosu po którym nastąpi wybawienie. Tak wiec ugrupowania "Jerozolimskie" popierały połączenie hebrajczyków dzięki jednemu Bogu który obiecywał "objawienie " się "mesjasza" przywódce wojsk aby odbudować królestwo Dawida, natomiast pozostałe "kościoły" budowały teorie Boga filozoficznego, duchownego, religijnego, opartego na wierze, boga ascety i zdolnego przeciwstawić się Bogom i Bożkom "pogan" w sposób pokojowy.
źródło:http://veritas-forum.conceptforum.net/t1p30-biblia-czyli-inteligencja-nabita-w-butelke
Jeżeli to przeczytałeś to pomyśl teraz o tych wszystkich ludziach chodzących co niedzielę do kościoła. Czy oni o tym wiedzą ?
piątek, 16 marca 2012
Mentality
Jakiś czas temu, gdzieś tam na śląsku, czołowo
zderzyły się dwa pociągi. Wydaje się to rzeczą trudną, jednak w Polsce takie
rzeczy się zdarzają. Ale nie piszę tu żeby narzekać o naszej kochanej
ojczyźnie. Zamierzam wylać trochę błota na coś/kogoś innego.
Zginęło kilkanaście osób, co oczywiście bardzo poruszyło wszystkich zatroskanych obywateli. „Wiesz Halinka, to straszne, tylu niewinnych ludzi w jednym momencie.(W imię ojca i syna…amen)”. Pan prezydent nakazał nam okres płaczu i lamentu – żałobę narodową. Wylewajmy łzy nad mogiłami naszych rodaków, przecież to aż tyle niewinnych dusz…
Zginęło kilkanaście osób, co oczywiście bardzo poruszyło wszystkich zatroskanych obywateli. „Wiesz Halinka, to straszne, tylu niewinnych ludzi w jednym momencie.(W imię ojca i syna…amen)”. Pan prezydent nakazał nam okres płaczu i lamentu – żałobę narodową. Wylewajmy łzy nad mogiłami naszych rodaków, przecież to aż tyle niewinnych dusz…
A co kurwy nędzy nasza pani Halinka powie o kilkudziesięciu tysiącach afrykańskich dzieci umierających dziennie, nie w jakichś tam wypadkach, tylko po prostu z głodu ? W momencie, gdy ona wypowiada swoją opinię na świecie giną ludzie niczym nie różniący się od naszych rodaków. Jej krótkowzroczność i sztuczne współczucie niestety jest bardzo popularne w Polsce. Nawet kiedy popatrzymy na statystykę wypadków samochodowych, dziennie Bóg zabiera sporo „niewinnych” dusz. Ale kto będzie sobie tym dupę zawracał, skoro można raz na jakiś czas poudawać smutek i pokazać się w czarnych ubraniach (chociaż tymi żałobami tak naprawdę nikt się nie przejmuje).
Patrząc z perspektywy całego globu, można zauważyć coś równie irytującego. Kiedy zdarzy się jakaś tragedia za granicą od razu pytamy się czy zginął jakiś Polak. Moim zdaniem każdy człowiek jest taki sam, Polak, Azjata, Afroamerykanin itd. „(…)każdego dnia umiera 160 tysięcy - niemal dwie osoby na sekundę.” Weźmy to pod uwagę i otwórzmy oczy.
poniedziałek, 12 marca 2012
Latające kosiarki i inne takie
Przychodzi taki dzień, że wieczorem mam już wszystkiego serdecznie dosyć. Nie dlatego, że ktoś mnie zdenerwował, ale dlatego, że świat nie daje mi wypocząć. Budzę się rano i już na starcie jestem przegrany, bo wiem, że dzień jak się zacznie tak i się skończy - będę zmęczony. Nie wypocznę chodź bym położył się o 20 i spał prawidłową ilość godzin. To po prostu niewykonalne dla mnie. Działa tu czynnik psychologiczny - wstaje, szkoła, stres w szkole, powrót w starym grzechoczącym Jelczu, obiad, coś do roboty poza szkołą, lekcja, komputer, mycie, sen, to wszystko już było. Każdy dzień taki sam - rutyna zabija. O tym wie chyba każdy.
Bardziej od zmęczenia nie trawie pędu. Pędu dzisiejszego świata. Teraz nie wystarczy już zwyczajnie sobie usiąść na trawce, by odciąć się od rzeczywistości. Trzeba czegoś więcej, co dla większości jest nieosiągalnie i trwa ona w agonii szybkiego, bezlitosnego świata. Sam zaczynam odczuwać piętno nowoczesności, a przecież nie mam nawet dwudziestki. Co z tego, że żeby być nowoczesnym potrzeba takich wyrzeczeń jak spokój, kiedy ja sam nie wyciągam z tego korzyści. Marnuję siebie samego, tak zwany "potencjał" i nie widać efektów. Po powrocie z miasta czuję się jakbym wrócił właśnie z frontu, no, albo co najmniej z ciężkiej harówy. Mógłbym najchętniej zasiąść przed TV albo kompem z otwartym Lechem i sączyć go oglądając przy tym National Geographic, ale przecież i to nie ma sensu. W zasadzie to nic nie ma wyraźnego sensu w dzisiejszych czasach. Może za mało wiem o życiu, ale patrzeć potrafię: człowiek nie kieruje się jakoś jednoznacznymi bodźcami, jesteśmy kierowani odgórnie chociaż mamy wybór i wolną wolę (więcej o tym w piątek), a to wolność jest przecież podstawą szczęścia...
Wracając do sensu życia. Czytając "Kordiana" Słowackiego, główny bohater przeżywa na początku taką "nudę egzystencjalną". Myślę, że dzisiejsi młodzi cierpią na to samo - neoromantyzm. Przyjmując za przykład, ot pierwszy lepszy z brzegu, dresa z pod bloku - chodzi na głębokie chlanie, ma jakąś plastikową dziewczynę, "kumpli" na dzielni. Nasuwa się pytanie - jaki jest sens jego istnienia (nawet nie tylko jego, ale wszystkich)? Ów dresik sam o tym nie pomyśli bo "nie ma czasu na takie gówna", ale prawda jest taka, że on sam swoim życiem nie kieruje. Jest tylko marionetką...
Wracając do początku. Każdy dzień z założenia powinien mieć jakiś sens, coś co sprawi, ze ten dzień jest ważny. "Bo całe nasze życie to nie te długie lata, a tych kilka krótkich chwil. Z których, niby nie wynika nic." - śpiewa happysad i jest w tym sporo prawdy. Każdy dzień to zlepek czynności, których powtarzamy codziennie, a tylko czasami jest przyjemne bądź nieprzyjemne odstępstwo od reguły. Powtarzam, rutyna zabija. Nie dajmy się zwariować i od czasu do czasu po prostu zróbmy coś odmiennego: pójdźmy inną drogą do/ze szkoły. Napiszmy/ spotkajmy się z kimś itp. Inwencja twórcza wymagana!
PS: Dlaczego latające kosiarki? Pomyślmy, latające kosiarki rutyną :)?
Bardziej od zmęczenia nie trawie pędu. Pędu dzisiejszego świata. Teraz nie wystarczy już zwyczajnie sobie usiąść na trawce, by odciąć się od rzeczywistości. Trzeba czegoś więcej, co dla większości jest nieosiągalnie i trwa ona w agonii szybkiego, bezlitosnego świata. Sam zaczynam odczuwać piętno nowoczesności, a przecież nie mam nawet dwudziestki. Co z tego, że żeby być nowoczesnym potrzeba takich wyrzeczeń jak spokój, kiedy ja sam nie wyciągam z tego korzyści. Marnuję siebie samego, tak zwany "potencjał" i nie widać efektów. Po powrocie z miasta czuję się jakbym wrócił właśnie z frontu, no, albo co najmniej z ciężkiej harówy. Mógłbym najchętniej zasiąść przed TV albo kompem z otwartym Lechem i sączyć go oglądając przy tym National Geographic, ale przecież i to nie ma sensu. W zasadzie to nic nie ma wyraźnego sensu w dzisiejszych czasach. Może za mało wiem o życiu, ale patrzeć potrafię: człowiek nie kieruje się jakoś jednoznacznymi bodźcami, jesteśmy kierowani odgórnie chociaż mamy wybór i wolną wolę (więcej o tym w piątek), a to wolność jest przecież podstawą szczęścia...
Wracając do sensu życia. Czytając "Kordiana" Słowackiego, główny bohater przeżywa na początku taką "nudę egzystencjalną". Myślę, że dzisiejsi młodzi cierpią na to samo - neoromantyzm. Przyjmując za przykład, ot pierwszy lepszy z brzegu, dresa z pod bloku - chodzi na głębokie chlanie, ma jakąś plastikową dziewczynę, "kumpli" na dzielni. Nasuwa się pytanie - jaki jest sens jego istnienia (nawet nie tylko jego, ale wszystkich)? Ów dresik sam o tym nie pomyśli bo "nie ma czasu na takie gówna", ale prawda jest taka, że on sam swoim życiem nie kieruje. Jest tylko marionetką...
Wracając do początku. Każdy dzień z założenia powinien mieć jakiś sens, coś co sprawi, ze ten dzień jest ważny. "Bo całe nasze życie to nie te długie lata, a tych kilka krótkich chwil. Z których, niby nie wynika nic." - śpiewa happysad i jest w tym sporo prawdy. Każdy dzień to zlepek czynności, których powtarzamy codziennie, a tylko czasami jest przyjemne bądź nieprzyjemne odstępstwo od reguły. Powtarzam, rutyna zabija. Nie dajmy się zwariować i od czasu do czasu po prostu zróbmy coś odmiennego: pójdźmy inną drogą do/ze szkoły. Napiszmy/ spotkajmy się z kimś itp. Inwencja twórcza wymagana!
PS: Dlaczego latające kosiarki? Pomyślmy, latające kosiarki rutyną :)?
niedziela, 11 marca 2012
Kościelna komedia
Jak to od niedawna robię, przeglądam sobie Onet, WP, Interia itp., w poszukiwaniu ciekawych tematów. Jako iż ekonomiczne artykuły dla Polaków powinny nie istnieć, to skandale duchowieństwa i owszem. Z resztą, kto nie lubi skandali? Takie gówna jak Pudelek czy inne, z zasady jedynie oczerniają gwiazdy i gwiazdeczki, bo jedynie te są w stanie naprawdę poniżyć. Poniżyć tak, żeby ośmieszyć i na odwrót. Ale, człowiek potrzebuje się dowartościować i czytając treści na portalach różnorakich, stwierdzić, że jednak wcale nie jest gorszy od celebrytów ( oprócz zasobności portfela, sławy, rozpoznawalności, pychy i dumy. Chociaż te dwie ostatnie ma co drugi z nas). Takie są smutne realia naszej rzeczywistości...
Dobra, rozpisałem się o polskiej mentalności, ale nie poruszyłem jeszcze tematu tego wpisu. Otóż o sytuacji przedstawionej poniżej możecie przeczytać na stronie Wirtualnej Polski (11.03.12). Pewien ksiądz z Podkarpackiej parafii odmówił kobiecie pochówku zmarłego. Dlaczego? Ano dlatego, że jak rzekł - "To będzie przykład dla innych", facet swoim życiem nie zasłużył na pogrzeb. Ciekaw jestem z jakiej racji ksiądz, a właściwie proboszcz wyciągnął taki wniosek? Czyżby cały ziemski byt ksiądz proboszcz śledził poczynania pana Józefa (trup), odnotowywał każdy łyk alkoholu, a nawet liczył msze, na których nie przyjął komunii? Dajcie spokój, to się nazywa komedią... Przecież według Kościoła, każdy zasługuje na pochówek, a dlaczego jakiś tam drugorzędny proboszczunio ma w jego imieniu decydować? Dobra, wiem, że proboszcz to też Kościół, ale w sprawach pogrzebów prywatne zwady nie mogą brać góry nad domniemanych życiem wiecznym. Szczęśliwym życiem wiecznym.
W Biblii jest napisane, że nawet największym grzesznikom będzie przebaczone, a jeżeli grzechem nazywa się odmówienie pomocy w budowie Kościoła to ja się pytam za przeproszeniem, kim jest proboszcz, żeby wartościować decyzje innych? Warto dodać, że pan Józef przed śmiercią bardzo cierpiał, zgon nie nastąpił nagle i na pewno miał Sakrament namaszczenia chorych. Tak więc, z kościelnego punktu widzenia, zostały mu odpuszczone grzechy... W tej sytuacji proboszcz uznał się za Sędziego i negatywnie ocenił zmarłego, ale w zasadzie nie miał tu nic do powiedzenia.
Zapytacie co jest komedią w tej historii? Ano nic, ale śmieszne, bądź żałosne jest zachowanie proboszcza. Ogólnie, niektórzy księża dzielą ludzi na złych - kawalerów, wykształconych, wierzących w Boga, ale nie uczestniczącym we mszy i nie dającym na Kościół; i na dobrych - chlejących, bijących swe kobiety, ale chodzących do Kościoła co niedziele, półprzytomnie słuchających kazania, a potem wrzucających ze złotówkę, o ile jej wcześniej nie przepili, pijaczków. Komedią jest również rozłam między dobrym Kościołem - dbającym o wiernych, pomagającym w potrzebie, a złym Kościołem - księżmi chciwcami, kłamcami, egoistami, którzy najprędzej splunęli by na wiernego, gdyby chciał wrzucić na tacę mniej niż normalnie.
sobota, 10 marca 2012
How do I internet ?
Świeci słońce, robi się
cieplej, ludzie optymistycznie myślą o
swej przyszłości. Nadchodzi wiosna, pora roku uznawana za najpiękniejszą. Wtedy
wszystko co żyje, na jeden sygnał startuje do corocznych zawodów. Wszyscy się
cieszą, a z nory zwanej radością, wynurza swój nieśmiały pyszczek Miłość. Każdy
z nas do niej dąży, bardziej lub mniej. W końcu jest to coś stworzonego przez
Boga, prawda ? Zdaje mi się jednak, że
zmierzamy tylko do przedłużenia naszego gatunku, a tę piękną historię o Jezusie
pasterzu, który dba o swoje owieczki możemy przemilczeć. Wszystkie tandetne
telenowele, kiczowate romanse, ckliwe piosenki o miłości prowadzą do jednego –
kopulacji, stosunku, dzikiego seksu. Każdy w reprodukcyjnym wieku ma przed
oczami wielki baner z napisem SEKS.
Najsmutniejsze jest to, że nikt się nie zastanawia dlaczego podoba mu się jakaś dziewczyna/chłopak, a idąc
dalej, dokąd tak naprawdę to wszystko zmierza. Patrząc z perspektywy milionów lat życia na
ziemi, można śmiało stwierdzić, że Twoje czy moje życie nie ma większego
znaczenia. Jednak ciężko Ci uwierzyć w to „okrucieństwo” prawda ? Pomyślisz więc o Bogu, o swojej
duszy, która ma szanse na życie wieczne i będziesz trwał w złudnej nadziei.
Twoje istnienie nie różni się niczym od egzystencji kota, psa czy jakiegoś tam
ptaka. Te zwierzęta umierają tak samo jak ludzie i nie idą do żadnego
wyimaginowanego nieba. Jesteśmy tylko kupą atomów, cząsteczek, materii . Bojąc się śmierci wymyślono takie rzeczy jak
życie wieczne i reinkarnację. Idealny system, nagroda po śmierci, której nie da
się odebrać. Bo jak można mieć cos czego nie ma ?
środa, 7 marca 2012
Eteryczny duch
Każdy lubi sobie wypić. Ja do tych ludzi
zaliczam się również i jak zdecydowana większość miewam napady refleksji
dotykających marności tego świata. Niestety, za cholerę nie da się tego zmienić
i tkwię w tych przemyśleniach przez połowę imprezy, a kiedy już się ocknę,
zabawa dawno jest zakończona.
To smutne, ale nie ma co nudzić o odpałach na imprezach. Tak czy siak, kiedy jestem pijany rozmyślam o dosyć ciekawych tematach. A to deizm się przewinie, sens życia, co po śmierci, która z lasek ma najfajniejsze cycki. Ot, codzienne sprawy... Ale takie myśli nie pozwalają mi zapomnieć o moim eterycznym duchu, który ostatnimi czasy uleciał z większości nastolatków i spłycając im życie sprawił, że teraz lansem jest ilość dupeczek zaliczonych w "słoneczku", albo wynik w chlaniu na czas. Heh, takimi osiągnięciami można pochwalić się wśród znajomych, na dzielni, ale żeby to był główny wyznacznik życia? No proszę ja was, kurwa, trochę szacunku do samych siebie.
Eteryczny duch jest jak każdy inny duch, tylko, że ten siedzi w głowach i sercach ludzi, a kiedy ucieknie... Cóż z człowieka zostanie? Skorupa, kanister na spirytus, reproduktor? Młodzież, bo to w głównej mierze o niej tu mowa, sądzi teraz, że to cele w życiu stały się bardziej wyniosłe, a to ich ambicje obniżyły się do poziomu gruntu.
Taka prawda, dzieciaczki.
To smutne, ale nie ma co nudzić o odpałach na imprezach. Tak czy siak, kiedy jestem pijany rozmyślam o dosyć ciekawych tematach. A to deizm się przewinie, sens życia, co po śmierci, która z lasek ma najfajniejsze cycki. Ot, codzienne sprawy... Ale takie myśli nie pozwalają mi zapomnieć o moim eterycznym duchu, który ostatnimi czasy uleciał z większości nastolatków i spłycając im życie sprawił, że teraz lansem jest ilość dupeczek zaliczonych w "słoneczku", albo wynik w chlaniu na czas. Heh, takimi osiągnięciami można pochwalić się wśród znajomych, na dzielni, ale żeby to był główny wyznacznik życia? No proszę ja was, kurwa, trochę szacunku do samych siebie.
Eteryczny duch jest jak każdy inny duch, tylko, że ten siedzi w głowach i sercach ludzi, a kiedy ucieknie... Cóż z człowieka zostanie? Skorupa, kanister na spirytus, reproduktor? Młodzież, bo to w głównej mierze o niej tu mowa, sądzi teraz, że to cele w życiu stały się bardziej wyniosłe, a to ich ambicje obniżyły się do poziomu gruntu.
Taka prawda, dzieciaczki.
Subskrybuj:
Posty (Atom)